Bronisław Malinowski.
Bronisław Malinowski.
Dziewanowski Dziewanowski
906
BLOG

Ucieczki z niewoli

Dziewanowski Dziewanowski Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

 

Ósmego września 1943 roku 302. Dywizjon Myśliwski stoczył dramatyczną walkę w okolicach Lille w obronie Marauderów. Po powrocie do bazy okazało się, że dwóch pilotów nie wróciło z wyprawy. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że obaj zestrzeleni piloci – Bronisław Malinowski i Czesław Śnieć – różnymi drogami wkrótce powrócili do Anglii.

Ofensywa powietrzna Aliantów nad Europą jesienią 1943 roku niemalże codziennie angażowała w walkę coraz większe siły. Nie mogło oczywiście w tych akcjach zabraknąć i Polaków. Jak zacięte i dramatyczne były to loty, najlepiej oddaje to list Czesława Śniecia do Artura Adamusa: „Przedwczoraj choćby, mając okazję zestrzelić 30 – 40 Fockewulfów zestrzeliłem jednego, a uszkodziłem drugiego sam ledwo wynosząc d.. cało, gdyż przywiozłem klika dziur od pocisków wroga, na szczęście, ale w tym wypadku strzelającego. Nie ! Żarty, żartami, ale muszę Ci donieść o tym, że dwa dni temu dywizjon nasz miał strasznie ciężka walkę z nieprzyjacielskimi myśliwcami. Wyobraź sobie, że my w dziesięciu walczyliśmy w ciągu 20 – 3- minut z 30 albo nawet więcej ich było.. Nic nie straciliśmy t.zn. nie licząc naszych postrzelanych, a zestrzeliliśmy 4 F.W.190 na pewno, 2 prawdopodobnie i 2 uszkodziliśmy.  Uratowaliśmy też życie załodze jednego angielskiego bombowca, którego osłanialiśmy Az do Anglii. Ja osobiście przeżyłem najbardziej ciężką walkę powietrzną w swej karierze, myślałem chwilami, że ...koniec, że już nic, a nic mi nie pomoże. Jednak ten „łut” szczęścia zaważył na fali. Nie dałem się. [..] sprawa, że jeszcze w tej chwili czuję ciarki przechadzające się po mym krzyżu, że jeszcze nie mogę sobie uprzytomnić, że żyję.., że piszę do Ciebie w tej chwili o tym; że jeszcze będę latał.  To było coś okropnego… pamiętam niedużo…, pamiętam, że gdzie spojrzałem to widziałem krzyże i ogień ziejący z niemieckich samolotów. Pamiętam, że widziałem spadochrony, palących się Anglików i Niemców – pamiętam, a, tak, to najlepiej widzę, strzelałem i szwab się zadymił, a potem rozleciał się. Artur! Ty nie uwierzysz w to, ale to było piekło – wróciłem z niego blady, trzęsący się i spocony do koszuli. Wróciłem![..]

20 minut spędzonych pośrodku 30 Niemców, strzelających do Ciebie bez przerwy, atakujących Cię bez ustanku, tych paru minut, kiedy śmierć zagląda Ci w oczy i zdaje Ci się, że to już, już... Nie! Za to nie ma nagrody[..]. To jest bezcenne!”[1]

Ósmego września 302. DM, pełniąc osłonę bezpośrednią bombowców, rozpoczął walkę z atakującymi myśliwcami nieprzyjaciela około godziny 9.00. W/O Bronisław Malinowski podczas walki zestrzelił dwa Messerschmitty Bf109G, nim jego samolot został trafiony.[2]

Pierwsze serie uszkodziły kadłub i zbiornik tlenu, który eksplodując poparzył pilota. Następne serie unieruchomiły silnik samolotu Polaka, jednocześnie powodując wyciek oleju na wiatrochron. Na skok było już za późno, więc pilot lądował przed siebie.[3]

W raporcie ze swojej niebezpiecznej eskapady pilot napisał m. in.:

Wylądowałem około 9.50 trzy mile na południowy-wschód od Zallebreke. Natychmiast schowałem się w pobliskiej winnicy i odpoczywając usunąłem swoje insygnia. Nie mogłem oddalić się bardziej od mojego samolotu, ponieważ zostałem zraniony w prawą nogę ogniem z działka, a to było bardzo bolesne. Po krótkim czasie zbliżyłem się do farmy, gdzie farmer natychmiast zabrał mnie do środka i dał mi cywilne ubranie. W tym czasie trzech Niemców przejechało obok farmy w drodze do mojego samolotu, więc chwyciłem wiązkę kijów i wróciłem do winnicy. Przebywałem w ukryciu w winnicy przez następnych pięć dni, ponieważ Niemcy znaleźli moją mae-westkę z moim nazwiskiem i poszukiwali mnie w okolicy. W tym czasie farmer dostarczał mi jedzenie.

Piątej nocy farmer przyprowadził człowieka na spotkanie ze mną, a ten powiedział mi, żebym został tu gdzie jestem dopóki nie zorganizuje pomocy. Do tego czasu rozchorowałem się wskutek tego, że moje rany nie były poddane opiece medycznej. Tej samej nocy (14 września) o godz. 20.00, przybyło trzech ludzi żeby zabrać mnie na farmę niedaleko Ypres. Posadzili mnie na rower, ponieważ nie mogłem chodzić, a kiedy dotarliśmy do farmy, przybył doktor by mnie zobaczyć. Niewiele mógł dla mnie zrobić, ponieważ miałem wciąż w nogach odłamki, więc zostałem przewieziony do szpitala Ypres i umieszczony w kostnicy. Spędziłem tam piętnaście dni po operacji, pielęgnowany wyłącznie przez doktora i jedną pielęgniarkę.

Około 29 września przybyło dwóch mężczyzn z rowerem i przewieźli mnie do Langemark. Jeszcze w szpitalu zrobiono mi zdjęcia i zaopatrzono w dowód tożsamości. Z Langermark pojechaliśmy pociągiem do Liege, gdzie przekazali mnie dwu innym mężczyznom, którzy zaprowadzili mnie do kościoła. Zostałem na noc w domu księdza, a następnego dnia otrzymałem kontakt z organizacją. Od tego momentu moja podróż była już dla mnie przygotowana.

Tyle w raporcie złożonym po powrocie. Wkrótce ruszył Malinowski w dalszą podróż jako lekarz weterynarii. Zmierzał w stronę granicy z Hiszpanią. Pomysł wykorzystania takiego kamuflażu spowodowany był epidemią, która szerzyła się wśród bydła i koni.

Najgorsza była przeprawa przez Pireneje, ale przebiegła szczęśliwie. Wkrótce Polak zameldował się w Ambasadzie Brytyjskiej w Madrycie. 23 grudnia został przetransportowany do Portreath. Później trafił do Hendon, był przesłuchiwany w Home Office. Po długich naleganiach uprosił, by pozwolono spędzić mu święta Bożego Narodzenia w Northolt. Prośbie jego uczyniono zadość. Następnego dnia powrócił na przesłuchania i po sześciu godzinach go wypuszczono. Po wypoczynku, W/O Bronisław Malinowski powrócił do służby.

25 marca 1944 roku Bronisław Malinowski został przeniesiony do 1. Delivery Flight. Następnie, 17 maja, otrzymał „hosting” do 411. RSU. Szóstego czerwca 1944 roku powrócił do dywizjonu 302. 30 lipca został odesłany do Bazy Polskich Sił Powietrznych w Blackpool. Przebywał tam do 18 marca 1945 roku, kiedy to rozpoczął służbę w dowództwie II Polskiego Skrzydła Myśliwskiego. Już po wojnie przeniesiono go na służbę do III Skrzydła. Wojna zakończyła się, ale jak się okazało z czasem, „przygoda” z ósmego września 1943 roku miała swój dalszy ciąg.

Bronisław poszukiwał ludzi, którzy mu pomogli podczas ucieczki. Dopiero w 1975 roku udało mu się odnaleźć Michela Salomea, jednego z poznanych wówczas Belgów. Dziewiątego maja 1976 roku został odsłonięty pomnik ku czci czterech zamordowanych przez Niemców Belgów, którzy udzielali pomocy zestrzelonemu pilotowi. Na uroczystość tę został zaproszony także Bronisław Malinowski.[4]

F/O Czesław Śnieć dowodził eskadrą „A” w locie ósmego września 1943 roku. Podczas walki, w trakcie której prawdopodobnie zestrzelił Focke Wulfa Fw 190, pozostał daleko za formacją. Postanowił sam wrócić do Anglii. Przelatując nad dużą fabryką w Lille dostał się w ogień lekkiej artylerii przeciwlotniczej. Został trafiony w skrzydło, silnik jednak pracował bez zarzutu, więc kontynuował lot. Po jakimś czasie silnik zaczął przerywać, ukazał się biały, a następnie czarny dym. Pilot musiał lądować awaryjnie.

Po powrocie do bazy Tomasz Rżyski napisał list do Artura Adamusa informując go o zaginięciu przyjaciela:

9-tego Czesiek [Czesław Śnieć] poleciał rano na sweep i więcej nie wrócił. Był walka z Niemcami. Nasz Sqn. zaatakował kila maszyn i po strąceniu czterech maszyn wszyscy wrócili na miejsca poprzednie przy bombowcach. W międzyczasie Czesiek pogonił za jednym z wysokości około 15000 ft., aż do ziemi w kierunku południowym od Lille. Za Czesiem poszedł jeden z pilotów, ale ponieważ miał słabszą maszynę nie dogonił Cześka i stracił go z oczu przy ziemi, gdy został zaatakowany przez dwa Messerschmity i sam postrzelany wrócił. Prócz Cześka straciliśmy jeszcze jednego starego pilota [Bronisław Malinowski], ale on na pewno się uratował, bo powiedział przez radio, że się pali i ląduje we Francji.[5]

W spisanym po powrocie raporcie Czesław Śnieć tak opisał swoja ucieczkę do wolności:

„Około 9.00 zostałem zestrzelony przez Flak na północ od Lille i musiałem wylądować awaryjnie niedaleko linii kolejowej pomiędzy Lille a Armentieres, około 7 km. od Armentieres. Nie byłem ranny i bardzo szybko opuściłem maszynę, której silnik się palił. Zostałem zestrzelony niedaleko małej wioski, ludzie, którzy pracowali w polu widzieli mnie, więc szybko udałem się do lasu oddalonego o 500–600 yardów. Cały dzień spędziłem w lesie, nikt się do mnie nie zbliżał. Około 16.00 niemieccy żołnierze przybyli by zająć moją maszynę i wydaje mi się, że przeszukiwali domy w pobliżu.

Opuściłem las pomiędzy godziną 20.00 a 21.00 i szedłem na południe na przełaj do 3.00–4.00 (9 września), aż znalazłem stóg siana na farmie i poszedłem spać. Około południa dzieci z farmy znalazły mnie i sprowadziły swojego ojca. Mówię trochę po francusku i wytłumaczyłem, że jestem członkiem RAF. Przyniósł mi jedzenie i bardzo stare cywilne spodnie, w które się przebrałem. Zostałem na farmie około dwóch godzin. Powiedziałem farmerowi, że jestem Polakiem, a on powiedział mi, gdzie mogę znaleźć Polaków w tej okolicy. Farma znajdowała się na północny-wschód od La Bassee.

Po opuszczeniu farmy doszedłem do [miejsca] bezpośrednio na północ od La Bassee, gdy spotkałem dwóch Polaków mówiących po polsku. Powiedziałem, że jestem Polakiem i jeden z nich zabrał mnie do swojego domu w La Bassee, gdzie zostałem na noc (9-10 września).

Opuściłem dom Polaka o godzinie 5.00 10 września i przeszedłem przez most na kanale, który jest strzeżony prze Niemców, w tłumie ludzi udających się do pracy. Podążałem do Wingles, pod adres, który otrzymałem. W Wingles skontaktowano mnie z organizacją. Od tego momentu moja [dalsza] podróż była już dla mnie przygotowana.”

Mogłoby się wydawać, że reszta podróży przebiegła pilotowi w komfortowych warunkach, nic bardziej błędnego. Prawdziwa odyseja pilota dopiero się zaczynała. W Wingles pilot dostał się pod opiekuńcze skrzydła księdza Jana Gockiego, który ulokował go w domu człowieka o nazwisku Ścigacz. Przebywał tam Śnieć przez cały październik, czekając na dokumenty. Następnie odbył podróż do Paryża, stamtąd w towarzystwie 17 osób pojechał do Tuluzy. Przez sześć dni przedzierał się przez Pireneje, aż dotarł do małej zabudowy po hiszpańskiej stronie. Gdy wydawało się, że niebezpieczeństwo minęło, podczas schodzenia w dolinę został aresztowany i wywieziony do Pampeluny, a następnie przeniesiony do niesławnego więzienia Miranda de Ebro. Pilot tak wspominał te obóz po latach: „Oczywiście okres pobytu w tym obozie nie należał do przyjemnego pozostawania w Hiszpanii, Przebywaliśmy w Mirandzie 28 dni, tyle bowiem Hiszpanie „dawali” za nielegalne przekroczenie granicy. [..] O Mirandzie dużo napisano. Nigdy jednak nie przypuszczaliśmy, aby w XX wieku, w kraju, który rzekomo był neutralnym, tego rodzaju obozy istniały. Pewien Amerykanin znajdujący się w tym samym czasie w Mirandzie powiedział, że gdyby tylko miał jakąkolwiek szansę na wykonanie lotu bojowego, to pierwszym lotem byłaby Miranda, a ściślej – baraki kierownictwa tego obozu.  ”. Dopiero szóstego stycznia 1944 roku został odesłany do Madrytu. Z odpowiednimi dokumentami, samochodem przewieziono go do Gibraltaru.[6]

17 stycznia 1944 roku przyleciał do Whitchurch. Po kilkudniowych „badaniach” został odesłany na odpoczynek. 24 maja otrzymał przydział bojowy do 309. dywizjonu, który opuścił drugiego lipca tegoż roku, udając się do 84 GSU. Na początku sierpnia powrócił do 302. dywizjonu. 23 sierpnia został dowódca eskadry w 317. dywizjonie. Pierwszego lutego 1945 roku przeniesiono go do dowództwa I Polskiego Skrzydła Myśliwskiego, gdzie służył do 23 października, kiedy to powrócił do 317. dywizjonu, by dowodzić eskadrą „B”. 22 grudnia 1945 roku Czesław Śnieć zaczął pełnić funkcję dowódcy eskadry „A” w 302. dywizjonie.

Po demobilizacji Czesław Śnieć powrócił do Polski.Po powrocie Czesław Śnieć pracował jako dyrektor WĘGLOKOKSU, następnie przez wiele lat w Polskiej Żegludze Morskiej na kierowniczych stanowiskach. W latach 1968-1972 był attaché do spraw morskich przy ambasadzie Polskiej w Nigerii

Czesław Śnieć zmarł w Warszawie 13 kwietnia 1972 roku.



[1] List z archiwum Eryka Śniecia.

[2] Raport złożony został przez W/O Bronisława Malinowskiego 30 grudnia 1943 roku.

[3] „Skrzydła. Wiadomości ze świata”, XIV Zjazd Lotników Polskich, Londyn 1974, str. 36.

[4] Tadeusz Malinowski , „500.000 nagrody za wydanie pilota” , Skrzydlata Polska 35/80

[5] List z archiwum Eryka Śniecia.

[6] Szymon Datner, „Ucieczki z niewoli niemieckiej 1939-1945”, Książka i Wiedza, 1966

Zobacz galerię zdjęć:

Czesław Śnieć.
Czesław Śnieć.

Nick "Dziewanowski" bardzo znamienny, ale tylko dla tych którzy wiedzą...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura